Kopi Luwak – kawa z kupy. Fanaberia, przysmak czy łamanie praw zwierząt?
Przytuliłam tego futrzastego słodziaka, wypiłam kawę z ziaren z jego odchodów, a na koniec zadałam sobie pytanie: czy to jest w porządku? I nie, nie chodzi tu o higienę czy estetykę. Chodzi o to, ile w niektórych zakątkach świata warte…
Zwykłe życie na Bali: spacer. Żółwiki.
Popołudnia na Bali mają to do siebie, że zazwyczaj zaczynam wtedy pracę. Są jednak dni, kiedy trochę odpuszczamy i możemy na przykład pospacerować. Wtedy dzieje się magia. Chcąc wrócić trochę do świata żywych, wyjechaliśmy na kilka dni ze wsi do…
Zwykłe życie na Bali – dzienniki z indonezyjskiej wsi. Ser.
Ser w Azji nie istnieje. Nie mogłam więc sobie darować, kiedy zobaczyłam na sklepowej półce kostkę z napisem ‘Cheddar’ za całe 12.000idr (3zł). Postanowiłam zrobić europejskie śniadanie – tosty z jajkiem i serem. No bo ile można jeść ryż? Ser…
Zwykłe życie na Bali – dzienniki z indonezyjskiej wsi. Kolacja.
Od jakiegoś czasu mieszkamy w domu z dobrze wyposażoną kuchnią, ale umówmy się – niezależnie od tego, jak bardzo kochasz gotować i tak nie będziesz tego robić regularnie, jeśli jedzenie w knajpce obok kosztuje 2zł. Wiele razy kupując coś w…
Zwykłe życie na Bali – dzienniki z indonezyjskiej wsi. Paparazzi.
Na wsi, jak to na wsi – nie znam się za bardzo na tym, ale na co dzień chyba za dużo się nie dzieje. Ludzie więc przyzwyczajeni są do tego, że kiedy pojawia się ktoś nowy, koniecznie trzeba zrobić obczajkę.…
Zwykłe życie na Bali – dzienniki z indonezyjskiej wsi. Ramadan.
Wczoraj zaczął się ramadan, o czym przypomniałam sobie dopiero wtedy, kiedy zrozpaczona biegałam po swojej wsi i zastanawiałam się, gdzie jest jedzenie. Wszystkie moje miejscówki z tanią szamą były pozamykane. Intrygujący był też fakt, że każdy sprzedawał na ulicy jakiś…
Nigdy więcej przygód! Jak zgubiłam się na Bali
Zgub się na Bali, mówiliście. Więc wypożyczyłam skuter i się zgubiłam. Zabłądziłam w górach, spaliłam hamulce na stromych zjazdach, utknęłam na bezdrożach, uciekałam przed lokalną szajką rabusiów i ostatecznie w jedno popołudnie przejechałam 200km. Brzmi jak kolejna przygoda? To ja…