Zwykłe życie na Bali – dzienniki z indonezyjskiej wsi. Kolacja.
Od jakiegoś czasu mieszkamy w domu z dobrze wyposażoną kuchnią, ale umówmy się – niezależnie od tego, jak bardzo kochasz gotować i tak nie będziesz tego robić regularnie, jeśli jedzenie w knajpce obok kosztuje 2zł.
Wiele razy kupując coś w Indonezji zastanawiamy się na głos: jak to jest możliwe? Ktoś na tym w ogóle zarabia? Wiem, że to samo mogliby powiedzieć Norwegowie przyjeżdżający na wakacje do Polski, ale tutaj ceny naprawdę mnie zaskoczyły. Indonezja to chyba najtańszy do tej pory kraj, jaki miałam przyjemność odwiedzić.
Makaron
Nasza kolacja to domowej roboty, świeże noodle z kurczakiem, zieleniną i pierogiem. Do tego podawana jest zupa. Całość kosztuje 2zł. Butelkowane napoje prosto z lodówki kosztują w tym lokalu 1zł – tyle, co w sklepie. Elegancki, wielki szejk mleczny z lodami, posypką i kolorową słomką – 2zł. Do wyboru w 6 smakach. Lubimy to miejsce przede wszystkim dlatego, że nikt tu nic nie smaży. Mówi się, że azjatycka kuchnia jest zdrowa, ale tutaj nie do końca przekłada się to na rzeczywistość – Indonezyjczycy wszystko smażą na głębokim tłuszczu, a ‘smażony makaron’ to najczęściej tutaj taki z zupek chińskich. Całe szczęście jak już się znajdzie dobry lokal, można zamawiać wszystko w ciemno.
Kurczaki
Niedaleko nas znajduje się także JFC – tak tak, wcale nie przez przypadek nazywa się podobnie do KFC. Podstawowy zestaw ryż + 2 kawałki kurczaka + picie kosztuje 10k IDR, czyli 2,5zł. Zestaw z tymi większymi kawałkami (pierś, udko, ryż, ice tea) kosztuje już 6zł. Lokal co prawda nie ma klimatyzacji, tylko plastikowe krzesełka i stoliki ustawione przy chodniku, ale jedzenie jest świeże, ciepłe i jest go dużo, w przeciwieństwie do innych podróbek tej znanej sieciówki (jest ich tu mnóstwo!).
Swoją drogą, kto serwuje w fast foodzie ryż? Alternatywą mogą być zestawy z frytkami, ale nie polecam – dostaniecie dosłownie 10 frytek.
Pamiętam też swoją pierwszą w życiu wizytę w indonezyjskim KFC. Zamówiliśmy po zestawie, każdy był szczęśliwy, a później zobaczyłam że każdy Indonezyjczyk ma na tacce jakiegoś fajnego burgera, którego chyba wcześniej nie widziałam. Długo zastanawiałam się co to jest w tym papierku i w końcu sama postanowiłam to zamówić – oczywiście okazało się że okrągłe coś w folijce to wcale nie jest kanapka, tylko spłaszczona kula ryżu.
Krokiety
Przy uliczce prowadzącej do naszego domku wieczorami stoi przeszklona budka z naklejką: 2000Rp. Mimo że jestem fanką street foodów, miałam wątpliwości co do tego jedzenia, ale jak zobaczyłam ile krokietów znajduje się na ladzie, szybko mi przeszło.
Za 50gr od sztuki kupić można przeróżne warianty świeżo smażonych, gorących przekąsek – krokietów o przeróżnym kształcie: z pikantnym nadzieniem z kiełków, z warzyw, sfermentowanej soi, jajka czy nawet banana. Do torby z jedzeniem pan zawsze dorzuca garść małych, zielonych papryczek, po których ciekną łzy i człowiekowi robi się gorąco – i to zawsze jest pretekst, żeby do posiłku kupić zimnego browara!