[Raport z podróży] Część 2: Malezja
Malezja była pełna wrażeń – łącznie z tym, że naszą przygodę tutaj rozpoczęliśmy od zwiedzania szpitala. To było moje drugie podejście do tego kraju i skończyło się jak zwykle – wielki entuzjazm, że wbito mi darmową wizę aż na 90 dni, a już po dwóch tygodniach uczucie znudzenia i zastanawianie się, czy to Malezja ma jakiś problem, czy może ja?
Zaczęliśmy od Georgetown, które słynie z wielokulturowości i street artu. Zostaliśmy tam znacznie dłużej niż planowaliśmy przez chorobę, która całe szczęście nie okazała się dengą, ale wymagała 6 opakowań leków i wizyty w szpitalu. Wtedy też chyba najbardziej wycofałam się z blogowania, skupiłam się na pracy i zaprzyjaźniłam się z kotem, który mieszkał w naszym domu ze skrzypiącą podłogą.
Gdy morale trochę skoczyło, a my byliśmy w stanie ruszyć dalej, pojechaliśmy do Kuala Lumpur. Mimo cudownie działającego w Malezji autostopu, przez osłabienie po chorobie czasem poruszaliśmy się autobusami (kosztują grosze i są niesamowicie wygodne).
Kuala Lumpur to zdecydowanie jedna z moich ulubionych stolic na świecie – mam nadzieję, że widzieliście panoramkę na Facebooku! Pracując zdalnie i w wolnych chwilach włócząc się po mieście, spędziliśmy tak ponad tydzień – udało mi się poznać znacznie więcej miejsc, niż poprzednio. To w Kuala Lumpur ostatecznie zakochałam się w azjatyckich makaronach – smak noodli przyrządzanych w takich wersjach, o jakich w życiu bym nie pomyślała, zapamiętam na bardzo długo (byle do powrotu do Polski, to może uda mi się te dania odtworzyć!).
Przed wyjazdem do kolejnego miejsca w Malezji udało mi się też znaleźć tanie bilety na Bali (Indonezja), 147zł uznałam za całkiem niezły deal jak na rezerwację z zaledwie 4-dniowym wyprzedzeniem.
Cameron Highlands to miejsce, w którym byłam po raz pierwszy. Wspaniały mikroklimat (jak w chłodny letni wieczór w Polsce 💗), powietrze którym da się oddychać, niesamowite widoki i wiele tras trekkingowych były tym, czego potrzebowałam po 2 miesiącach w Azji.
Po kilku dniach wróciliśmy do Kuala Lumpur prosto na lotnisko, skąd udaliśmy się do Indonezji. Wiecie, czemu jara mnie to podwójnie? Bo to kraj, w którym nigdy mnie jeszcze nie było!
Wyświetl ten post na Instagramie