delegacja do korei
azja,  korea,  praca w korei

Jeśli ten wpis opublikował się automatycznie, to znaczy że właśnie…

Lecę w środek nocy. Doba się kurczy, przesuwamy się na wschód. Martwi mnie, że stracę noc. Wciskam głowę między panel z tabletem a rozkładaną półkę. Jednostajny szum przecina szelest papierków od chipsów. Panie w szpilkach zachęcają do kupna perfum. Gdzieś obok mnie dwie Grażyny zbyt głośno dyskutują o najlepszym przepisie na makowca. Spać, spać!

Jestem skrajnie nieprzytomna, ale nie zasnę. Dawno nie leciało mi się aż tak niewygodnie. A przecież ostatnio w drodze do Azji spałam jak dziecko. Może dlatego, że na przesiadce waliłam ukraiński bimber?

Halo pani stewardesso, mogę jeszcze trochę wina?

***

Kiedyś ktoś mi powiedział: dopóki nie usiądziesz w samolocie, nie wierz w delegacje.

A teraz piszę to z samolotu – chyba się udało. Zawieszając życie włóczęgi na rzecz normalnej pracy myślałam, że to koniec podróżowania. Ale czy sama poleciałabym do Korei Południowej? No, na pewno nie mieszkałabym w Novotelu.

Jeśli ten wpis opublikował się automatycznie, to znaczy że właśnie wprowadzam się do Seulu.

[zapraszam na swój Instagram!]
***

Nie wiem, czy będę miała o czym pisać. Chyba tak, przecież nie codziennie ma się okazję pomieszkać w Korei.

A jak znowu nie będę miała o czym pisać, to i tak chcę to robić. Nawet jeśli miałoby to być tylko o szeleszczących torbach po chipsach i tych niewygodnych stoliczkach.

Hej blogu, wróciłam!

3 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *