armenia, autostop w armenii, autostop w gruzji, gruzja, kaukaz, turcja, zakaukazie, zakaukazie autostop
Jeden dzień w Rumunii – którędy jechać, żeby było zjawiskowo. (część 2)
niedziela, 14 lipca 2013
Z półsnu wybudza mnie syk otwieranych puszek. Dobrze zacząć dzień zdrowym i pożywnym śniadaniem – kierowca wręcza mi energetyka, a ja próbuję ogarnąć, która może być godzina. Jeśli dobrze pamiętam, to przejechaliśmy już Słowację i Węgry, a skoro jesteśmy w Rumunii, to mamy godzinę do przodu. Może jest czwarta, może piąta rano. Jak na bystrą dziewczynę przystało, przez następny miesiąc nie będę wiedziała, w jakiej jestem strefie czasowej.
Zza rumuńskich gór widzę leniwie wschodzące słońce. Musi być bardzo wcześnie. Przejaśniło się i już nie pada. Drzewa i pagórki wyglądają tak, jakby rosły w ogromnym, białym jeziorze. Widać tylko ich wierzchołki – jeszcze nigdy nie widziałam tak niesamowitej mgły.
Dojeżdżamy do typowego rumuńskiego parkingu; trochę ponurego i opustoszałego, ale z wielką, dumnie powiewającą na wietrze flagą Stanów Zjednoczonych i oczywiście słowem ‘american’ w nazwie. Bogactwo i przepych na światowym poziomie, dobrze by było, gdyby ktoś jeszcze mówił tu po angielsku. Nasi kierowcy muszą zrobić postój i odpocząć, dlatego po szybkim śniadaniu decydujemy się łapać dalej.
“naprawdę już się zgubiłaś?”
Zabiera nas węgierski dziadek, który wykonuje niepokojące, gwałtowne ruchy kierownicą. Siedzę z tyłu przygnieciona plecakami, oczy mi się same zamykają – usypiam bo nie chcę widzieć, jak co chwilę zjeżdżamy w stronę barierek.
Jak się później okaże, starszy pan wcale nie był złym kierowcą. Wręcz przeciwnie – uważa, że Polak i Węgier to najlepsi przyjaciele, więc wiezie nas dużo dalej, niż planował.
śniadanie na bogato.
W imię zasady ‘nie spieszymy się, zwiedzamy po drodze’, dziś w planach mamy przejechanie się Trasą Transfogarską, czyli po prostu drogą krajową DN7C. Uważana za jedną z najpiękniejszych i najbardziej niebezpiecznych, Transfăgărășan przecina pasmo Karpat Południowych – Góry Fogarskie. Ponoć długość tej drogi to około 100km, ale liczne zakręty, tunele i wszechobecne ograniczenia do czterdziestu sprawiają, że jedzie się dość długo – co na dobre wychodzi, bo dłużej można rozkoszować się pięknymi widokami. Jak na drogę w górach przystało, Transfogarska osiąga do ponad 2000 metrów nad poziomem morza. Liczne atrakcje turystyczne i piękne krajobrazy przyciągają wielu turystów, dlatego nie ma żadnych problemów ze złapaniem stopa.
Jadąc busikiem z rumuńską rodziną odkrywam, że mój aparat znowu nie działa. I już nie zacznie działać. Adaś, jeśli to teraz czytasz to przysięgam – gdybyś jechał wtedy ze mną, zrzuciłabym Cię w przepaść i zginąłbyś w pięknych Górach Fogarskich.
Zatrzymujemy się nad jeziorem. Nie bez powodu wszyscy chodzą w zimowych kurtkach. Zakładam sweter i przez chwilę rozważam wyjęcie z plecaka długich spodni, ale lenistwo zwycięża. Wyciągamy za to piwa.
Chłonę otaczające mnie widoki jak gąbka, staram się zapamiętać każdy szczegół. Po odpoczynku nad górskim jeziorem, kiedy z zimna nie mogę ruszyć palcami, postanawiamy wracać. Łapiemy rumuńską, młodą parkę. Pierwszy raz w życiu jadę z kierowcą niemalże rajdowym i nawet w ogóle nie czuję strachu. Wyprzedzamy, grzejemy ponad stówką przy ograniczeniu do 40, bez zwalniania pokonujemy kolejne zakręty. Podróżowaliśmy z wieloma kierowcami, ale TEN styl jazdy robi na nas naprawdę ogromne wrażenie. Kuba dyskretnie kręci kilka filmów, które z pewnością kiedyś się tu pojawią.
Szybko docieramy do Pitesti, skąd łapiemy młodego chłopaka do stolicy Rumunii – Bukaresztu. Siadam z tyłu i z zaciekawieniem zaglądam do ruszającej się, papierowej torby z Ikei. Czwartym pasażerem okazuje się być malutki piesek, który – kiedy śpi – wygląda jak aniołek. Ale kiedy nie śpi, strasznie rozrabia. Oczywiście przypada mi rola niańki, więc przez dobrą godzinę pilnuję uślinionego malucha, któremu ostatecznie udaje się roznieść torbę na strzępy.
Co mówią kierowcy, gdy słyszą ‘Poland’? Część z nich pewnie powie z zaciekawieniem: ‘o, Holland?’. Zdarzało się nawet ‘Poland? Guten Morgen!’. Większość ludzi jednak z dumą i uznaniem dla własnej wiedzy geograficzno-politycznej powie: ‘Poland – Varsavia’. Nasz młody Rumun na hasło ‘Polonia’ odpowiada: ‘O, Polonia. Widzew Łódź!’
Po dostarczeniu szczeniaka do rąk jego nowej pani, jedziemy na wylotówkę. Kierowca mówi nam, że zrobimy sobie ‘turystyczną przejażdżkę’ i pojedziemy tak, żeby zobaczyć jak najwięcej ciekawych rzeczy, ale widok bezpańskich psów i Cyganów jakoś mnie nie zachwyca. Najlepsze wrażenie zrobiły na mnie parki, które na pierwszy rzut oka wydały się bardzo zadbane i chętnie odwiedzane przez mieszkańców.
Przejeżdżamy też obok Pałacu Parlamentu, który jest jednym z największych budynków na świecie. Co ciekawe, postarano się w nim o ogromny balkon prezydencki, z którego Nicolae Ceauşescu miał wygłaszać przemowy. Prezydent nigdy niczego nie wygłosił (kilka lat później go zastrzelili). Przemawiał za to Michael Jackson, który pomylił Rumunów z Węgrami – do mieszkańców Bukaresztu powiedział: ‘I love you people of Budapest!’. Podobno uciekał helikopterem.
zdjęcie [stąd]
Wylotówka z Bukaresztu szybko pozwala nam zapomnieć, że nadal jesteśmy w europejskiej stolicy. Czający się w bramach Cyganie i wszechobecny brud, a przede wszystkim zbliżający się zmrok, budują nastrój grozy. Na szczęście przed zapadnięciem egipskich ciemności łapiemy starsze małżeństwo, które podwozi nas do Ruse – przejścia granicznego z Bułgarią.
Większości z Was Rumunia zapewne kojarzy się koszmarnym brudem, biedą i zacofaniem, co jest nieprawdą (bieda jest, oczywiście, ale w Polsce też jej od groma). Fenomenem jest jednak to, że w Rumunii praktycznie każdy człowiek – nawet koło pięćdziesiątki – jest w stanie powiedzieć coś po angielsku. Powód? Filmy i programy telewizyjne są z napisami, a nie jak u nas – z lektorem.
Dwie stacje obok siebie i względny spokój dookoła przekonują nas do tego, żeby nocować właśnie tutaj. Po kolacji i wieczornej toalecie grzecznie pytamy, czy możemy rozbić namiot obok. Po godzinie pierwszej w nocy, wśród drzewek owocowych, grających do snu świerszczy i wkurzających zraszaczy, usypiamy. Oby Bułgaria poszła szybko – ja już chcę jeść kebaby!