Siema Gruzjo!
Leżę w piżamie. Kot wywalił z miski żarcie i turla po dywanie kawałek parówki. Ciuchy od 3 dni leżą w nieładzie. Plecak jak był niespakowany, tak jest niespakowany nadal. Trochę ciężko mi uwierzyć w to, że za 14 godzin będę w Gruzji.
Wiem, normalni ludzie nie mają problemu z tym, że wejdą do samolotu i po kilkunastu godzinach są na drugim końcu świata. Ale ja mam. Chodzi o to, że dwa lata temu do Gruzji dojechałam autostopem – cała podróż zajęła miesiąc, a ja miałam na plecach 20 kg. Każdy kilometr z tych 9000 dał mi się mocno we znaki. Mozolnie przemieszczając się od miasta do miasta w ogromnej Turcji czułam, że coraz bardziej oddalam się od domu. A teraz co? Wsiądę do samolotu i tak po prostu się teleportuję? To jest za proste. To burzy całe wyobrażenie o tym, jak wielki jest świat.
Trudno. Z jednej strony wolałabym jechać stopem, żeby czuć tę odległość. Z drugiej strony nadal studiuję i nie mogę zniknąć na miesiąc – tydzień nieobecności i tak narobi mi trochę szkód. Trzeba widzieć plusy: tym razem do Gruzji dotrę wypoczęta, przygotowana i co najważniejsze: BOGATSZA.
Koniec żartów! Popiszemy sobie jak wrócę. Wszystkich zainteresowanych relacją na bieżąco zapraszam na Facebooka. Wszystkich tych, którzy chcą sobie poczytać o Gruzji sprzed dwóch lat: tutaj (spis treści) albo od razu tutaj (pierwsza część).
Do usłyszenia!
6 komentarzy
Kinga On Tour
Życzę udanego wyjazdu! 🙂
imakaszu
Dziękuję! (:
Anonimowy
Coś w te samotne podróże młodej dziewczyny autostopem do krajów oddalonych od Polski po lilka tysięcy km mało wierzę.
Trzeba mieć:
– mnóstwo kasy
– odwagi
– rodzinę, która nie interesuje się tym, dokąd wybrała się ich córka/siostra itp. itd.
– znać minimum dwa języki obce. Najlepiej angielski i espaniole, choć może być też hitlerowski ( przyda się też w Austrii, Luxemburgu, Lichtensztajnie i Szwajcarii). Nie zaszkodzi zaczerpnąć jidysz lub hebrajskiego (wiadomo czemu) i arabskiego (też wiadomo).
A tak na poważnie to o czym jest ten blog, bo nie wierzę, że ktoś nie znając np. tureckiego pojedzie stopem przez kilka tysięcy kilometrów narażając się na radykałów islamskich, zboczeńców, handlarzy ludźmi i organami oraz złodziei. Bo przecież różnych ludzi można spotkać. Sam z chęcią wyjechalbym (nawet na Sybir), ale grosza przy sobie nie mam i władam jedynie łaciną w formie podwórkowej.
Jeśli można prosić autorkę, to w czasie wolnym niech trochę na ten temat ze mną popisze.
Unknown
Tak dodam od siebie, że się mylisz. Sam kiedyś podobnie myślałem, że najważniejsza kasa itd ale jeśli ktoś jest "ogarnięty " to da radę nawet bez kasy przeżyć. To tylko wina tv i innych mediów, które wbijają nam do głowy trzeba mieć "money".
Anonimowy
Proszę zatem przeszkól mnie tak, żebym był ogarnięty i bez kasy, bez choćby jednego grosza zwiał na stopa gdzieś do Włoch, albo Hiszpanii i tam przeżył. Człowiek nie koza, trawy jeść nir będzie. Ile ma trwać taka ogarnięta podróż? Tydzień? Jedzenie i pieniądze z czasem się skończą.
imakaszu
Wszystkie historie na blogu są prawdziwe – jak przeżyć w podróży mając mało pieniędzy, jak dogadać się nie znając tureckiego, jak przejechać autostopem kilka tysięcy kilometrów – te kwestie opisywałam po każdym wyjeździe. Co do mojej rodziny to też powstał o tym osobny wpis, ale tak w skrócie: mamę i brata zabrałam nawet w podróż autostopową i im się podobało, więc proszę nie wypisywać, że nikt się mną nie interesuje, tylko najpierw zapoznać się z blogiem, skoro Pan go komentuje a nawet podaje w wątpliwość prawdziwość wydarzeń. Zapraszam do przeczytania wszystkich relacji a jeśli coś nadal będzie abstrakcyjne i niezrozumiałe, z chęcią podzielę się swoją wiedzą.
Pozdrawiam,
Emila.
PS. Z takim nastawieniem że w Turcji są sami handlarze organami nie da się nigdzie dojechać. 🙂
E.