armenia, autostop w armenii, autostop w gruzji, gruzja, kaukaz, turcja, zakaukazie, zakaukazie autostop
Türkiye’de ikinci gün. (część 5)
17. lipca 2013, środa.
Dzień szósty.
Wczesny, chłodny poranek. Czekając na naszego kierowcę, który pierwszy raz od dwóch dni postanowił przespać chociaż 3 godziny, włóczymy się po okolicy. Ostatecznie lądujemy na placu zabaw w parku – i śpimy na ławkach jak żule.
trochę na ławkach, trochę na ziemi…
O 9. wracamy do auta. Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy mogą spać 6 godzin przez 4 dni – i normalnie funkcjonują!
Trochę o tureckiej gościnności. I o jedzeniu.
Ciężko było mi to zrozumieć, gdy odwiedzałam Turcję zimą. Ciężko było mi to zrozumieć, bo zazwyczaj nie dało się o to spytać z powodu bariery językowej. Dopiero niedawno dowiedziałam się, dlaczego zawsze, gdy wsiądziemy do tureckiego auta, jesteśmy:
a) zapraszani na obiad,
b) zapraszani do domu,
c) zapraszani na następne wakacje do domu,
d) zapraszani na kolację,
e) zapraszani na jeszcze jeden posiłek, tak żebyśmy już do końca podróży czuli się przejedzeni,
f) obdarowywani pieniędzmi, gdybyśmy jednak jeszcze zgłodnieli.
b) zapraszani do domu,
c) zapraszani na następne wakacje do domu,
d) zapraszani na kolację,
e) zapraszani na jeszcze jeden posiłek, tak żebyśmy już do końca podróży czuli się przejedzeni,
f) obdarowywani pieniędzmi, gdybyśmy jednak jeszcze zgłodnieli.
Słowo! Oni kojarzą mi się z typową babcią, która będzie dokładać ci tyle jedzenia, aż zrobisz się zielony na twarzy. Turcy kochają jedzenie (może dlatego tak bardzo lubię ich kraj?). A kuchnię mają naprawdę ciekawą. Ci, którzy pracują jako kierowcy, stołują się głównie w przydrożnych restauracjach – ale jeśli mają gotować, to MUSI to wyglądać tak:
Tam, gdzie polscy kierowcy trzymają bagaże i rupiecie, Turcy mają namiastkę kuchni.
Jeśli obrzęd gotowania ma miejsce na parkingu, to zaraz zlecą się wszyscy kierowcy z okolicy. Każdy przyniesie swój stołeczek i swoją szklaneczkę na herbatę. Czasem są z Turcji, czasem z Iranu. Zawsze są przyjaźnie nastawieni.
Przyjaznego nastawienia i uśmiechania się w każdej chwili powinniśmy się od Turków nauczyć. W drodze powrotnej dowiedzieliśmy się, jak to działa. ‘Kiedy wsiadacie do mojego samochodu, to nie jest zwykła podwózka. Ja was do siebie zaprosiłem, jesteście moimi gośćmi. Jeżeli jesteście z daleka i podróżujecie przez mój kraj, to moim obowiązkiem jest zrobić wszystko, żebyście zapamiętali go jak najlepiej. Jestem za was odpowiedzialny!’
Reasumując: Husajn właśnie pichci nam śniadanko.
całe życie głodna.
To chyba najlepsza jajecznica, jaką kiedykolwiek jadłam. Pomidory, czerwona cebulka – niby przepis podobny do mojego, ale nic nie zastąpi TEGO oleju z oliwek, TEGO sera i TYCH oliwek – wszystko z domowej roboty. Do tego czaj i pyszny, miękki chlebek. Jak dobrze zjeść śniadanie, które nie składa się z piwa i batoników!
w wolnych chwilach przypominam sobie gruzińskie znaczki.
Kolejny dowód tureckiej życzliwości: kiedy beztrosko mkniemy autostradą, mijamy kierowcę, któremu zepsuła się ciężarówka. Husajn postanawia się zatrzymać. Bawimy się w pomoc drogową.
chyba nie okazałam się zbyt pomocna. ale mam za to film!
Szukając chleba.
Na następnym postoju stawiam sobie wyzwanie: kupię chleb, kupię wodę. I nie przepłacę. Problem w tym, że nigdzie nie mogę znaleźć bochenków, które nie są wielkości mojego plecaka. W końcu znajdujemy malutką piekarnię, niestety, nie ma wystawionych cen. Uruchamiam swój turecki. Chleb i woda za 3,4? Pewnie cena dla turystów. Dzielnie się targuję, ostatecznie płacę 2,5. Majątku nie zaoszczędziłam, ale mam ogromną frajdę z tego, że w ogóle się udało.
Kochani koledzy z Polski! Jesteście najlepsi na świecie, bo przepuszczacie panie
w drzwiach i ustępujecie im miejsca siedzące. (:
Podróż z Husajnem dobiega końca. Wręczamy naszą autostopową wizytówkę, a w odpowiedzi dostajemy zdjęcie kierowcy – na pamiątkę. Wymieniamy się adresami, numerami telefonów. Wiecie, że Husajn niedawno jechał przez Polskę i pamiętał, żeby zadzwonić? 🙂
Wysiadamy na obwodnicy Ankary, czyli kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Tak jak chciałam, krajobraz się zmienił. Ale nie wiem, czy właśnie o to mi chodziło… dookoła pustkowia. I będą się tak ciągnąć przez milion kilometrów.
O 17. zatrzymuje się irański tir – kiedy my na dobre bawimy się w fotografów i biegamy od roślinki do roślinki. Z czasem to stanie się męczące – wcale nie łapiesz stopa, ale oni i tak się zatrzymują! Apogeum będzie miało miejsce wieczorem.
No dobra. Skoro się zatrzymał, to, wsiądziemy. Przed wejściem trzeba zdjąć buty. A po wejściu jeść irańskie ciasteczka, irańskie herbatniki i jeszcze więcej irańskich ciasteczek.
No co? Każdy kierowca w Turcji może trochę przysypiać. 😉
…byle nie przysnęło mu się za bardzo!
znudzeni monotonnym krajobrazem, cieszymy się jak dzieci, gdy
za oknem pojawia się jezioro lub choćby jakiś ślad cywilizacji.
Moje uszy zdążyły się już przyzwyczaić do tureckiej ‘muzyki’, która brzmi jak jedna długa piosenka z różnymi rodzajami jęków. Tym razem słuchamy jednak czegoś bardziej skocznego. Na tyle skocznego, by można było tańczyć…
Wszystko fajnie, ale chwila, moment… gdzie my w ogóle jedziemy?