Audi A8, 20 euro gratis i skręty prosto z Holandii. (część 2)
Po porządnej kolacji w KFC wychodzimy dwa razy grubsi i trzy razy biedniejsi na autostradę. Rok temu stchórzyłam i łapałam tu na wyjeździe, z wiekiem chyba zrobiłam się bardziej bezczelna. Jest już 19:00 i nie ma czasu na przestrzeganie przepisów.
Kilka minut później siedzimy już w aucie sympatycznego Czecha, który umie mówić po polsku (wbrew pozorom wcale nie jest tak łatwo się z nimi dogadać, ze Słowakami prędzej). Że kierowcy tirów uwielbiają mieć przednie szyby upchane maskotkami – o tym słyszałam kilka razy, ale że zwykli kierowcy również?
Czech myślał, że na naszej tabliczce jest napisana jakaś czeska miejscowość – i dlatego się zatrzymał. W sumie też po części dlatego, ze sam kiedyś dużo jeździł stopem po Polsce (dziękuje nam za to, że nas spotkał i naprawdę bardzo się cieszy, że kogoś zabrał na stopa). Oferuje nam Pragę, ale zrażona autostopowaniem w tamtych rejonach, nalegam na trzymanie się trasy przez Niemcy. Wysiadamy więc na stacji w Zgorzelcu i robimy sobie zdjęcia z naszym kierowcą.
Na parkingu robimy mały obchód i Kuba pyta jakiegoś tirowca, czy zabierze nas do Niemiec. Bez problemu! Nie wiem, gdzie podziałam swoją pewność siebie, ale na tym wyjeździe to Kuba załatwił 90% podwózek, dzięki czemu nie musieliśmy łapać nie wiadomo jak długo.
Jedziemy do jakiegoś dużego parkingu przed Chemnitz ze Ślązakiem. Przyglądam się zachodowi słońca i pierwszy raz od wyjazdu do Turcji czuję jakiś spokój i ulgę.
Kiedy dojeżdżamy, jest już ciemno. Zapiski zeszytowe mówią same za siebie: ‘wysiadamy na “dużym parkingu”, który okazuje się być dużą sypialnią tirów’. I faktycznie, auta stoją poustawiane w rządku, kierowcy śpią albo robią różne inne rzeczy, a my – nie widząc żadnych oznak życia – łazimy po okolicy. Śpiewam głośno ‘Deutschland, Deutschland über alles’, ale i tak nikt z propozycją podwózki do Monachium się nie zjawia. Na swej drodze spotykam wielkie, dziwne stworzenie, które od razu budzi we mnie jakiś małpi instynkt. Zaczynam się wdrapywać.
Każdy zasługuje na odrobinę czułości.
“Szybko! Rób zdjęcia, zanim spadnę.”
Nie widząc sensu w nocnym włóczeniu się po parkingu, postanawiamy iść spać. Rozbijamy namiot za placem zabaw przy restauracji. W sumie jesteśmy na widoku i jak zwykle mam jakieś obawy (zawsze gdy śpię na dziko w Niemczech mam wrażenie, że rano obudzi nas Gestapo i dostaniemy mandat).
30 kwietnia 2013, wtorek.
Nikt nas jednak nie budził i około 10. idziemy na wyjazd z parkingu. Po drodze Kuba pyta jakiegoś tirowca z Polski, czy ma flagę – oczywiście że ma, a nawet nam ją sprezentuje!
Przez chwilę kusi mnie, żeby iść łapać na autostradzie. Jednak ‘coś’ (zwane intuicją. a może to namowy Kuby?) każe mi zostać. I bardzo dobrze! – po 5 minutach podjeżdża do nas policja. Groźnie na nas patrzą, biorą paszporty, spisują… nie chcę wiedzieć, ile kosztowałoby nas łapanie 100 metrów dalej.
Idziemy na parking. Siadam z tabliczką przed stacją i uzupełniam zapiski, a Kuba stara się zorganizować transport. I wtedy podchodzi do mnie starsza Niemka która mówi, że ‘no zabrałabym Cię, gdybyś była jedna’. A że nie podróżuję sama i do tego z niemałym bagażem – pewnie się nie zmieścimy. Próbuję ją przekonać, ale później mi się odechciewa i odpuszczam. Mimo wszystko dziękuję i wracam na swój kawałek krawężnika.
Po chwili ta sama pani zatrzymuje się koło mnie i otwiera okno. Mówi, że spróbuje nas upchnąć!
Biegam po ogromnym parkingu i szukam Kuby, który nie raczył odebrać telefonu. I wcale go nie znajduję! Wracam do naszej Niemki, która właśnie przepakowuje swoje Audi A8 (przy okazji przewraca się o krawężnik i wywala się pod moje nogi, głupie uczucie).
Zjawia się Kuba i patrząc na to wszystko, podsumowuje: ‘dziwię się, że cię zapytała. Wyglądasz jak ćpunka lub bezdomna’. W sumie racja, jego za duża kurtka w połączeniu z moją wczorajszą twarzą robią swoje.
Moja żulerska stylówa, czyli Polaki-biedaki w cudownym i drogim wozie.
Ja w wersji ‘żul’ – dla kontrastu w cudownym Audi A8. Całą drogę przesypiam i dopiero później dowiaduję się, że jednym przyciskiem fotel mogłam zamienić w łóżko.
(Dlaczego znowu pada?)
Niemieckie autostrady słyną z tego, że jedzie się 240km/h i w chwilę później jest się na drugim końcu kraju. Niestety, po drodze jest kilka wypadków i podobno jeździmy jakimiś objazdami (kiedy śpię, nie ogarniam, co się dzieje). W związku z tym za Monachium jesteśmy dopiero po 15:00, za to zostajemy wywiezieni aż na drogę na Salzburg. Na pożegnanie dostajemy… 20 euro ‘na jedzenie’! Naprawdę muszę wyglądać jak bezdomna.
Od razu łapiemy kolejnego stopa, ale tylko na 50km – wolimy tu zostać i łapać coś dalej.
Kuba wypatruje wśród tirów “dwóch polskich”, którzy okazują się wcale Polakami nie być. Machamy im flagą i dopiero później zauważamy, że to Węgier. Mimo wszystko zatrzymuje się i radośnie zaprasza nas do środka.
Antonio Roberto w locie. Wiecznie uśmiechnięty. A wiecie dlaczego?
Młody kierowca, Atonio Roberto, pracuje w Holandii. Wyjmuje więc pojemniczek pełen marihuany i odpala blanta. Kabina zamienia się w hasz komorę, a my mkniemy przez Niemcy w rytmach techno.
Filmiki i zdjęcia zostawię dla siebie. (;