Alesund – norweskie miasteczko na weekend
Kiedy już wdrapałyśmy się na górę, zobaczyłyśmy zamkniętą restaurację, punkt widokowy i może tylko ze dwóch norweskich turystów. No tak, mamy grudzień – kto zimą zwiedza Norwegię. Widok był jak z bajki a na dodatek zza chmur nieśmiało wychodziło słońce. Brak ludzi, turystów, krzyku, dzieci sprawił, że czułam się jakbym miała to miejsce tylko dla siebie. Pierwszą moją myślą na widok tej pustki i krajobrazu dookoła to: ‘ej Gronia, tu koło tej ławki rozbijamy dziś namiot’. Chciałam obudzić się z takim właśnie widokiem.
Kamery na budynkach zniechęciły mnie jednak do biwakowania w zamkniętej, sezonowej knajpce – chyba jestem już trochę za stara na robienie, kolokwialnie mówiąc, aż takiego przypału. Znalazłyśmy natomiast w okolicy, na szczycie, kilka przyjemnych bunkrów. Wbrew pozorom nie byłoby to głupie, jeśli śpiąc w namiocie w Norwegii zimą udałoby nam się osłonić chociaż od deszczu i wiatru.
Zachwycone widokami, chwilowo dobrą pogodą (nie wiedziałyśmy co nas czeka wieczorem) i mnogością miejsc na rozbicie namiotu, zaczęłyśmy kombinować póki widno, gdzie by tu rozłożyć obozowisko z najpiękniejszym widokiem. Stanęłyśmy na murku i z wysokości ogarnęłyśmy wzrokiem całą okolicę – miasto, wyspy, góry. ‘Tam’ – pokazała palcem Gronia na jakiś odległy punkt na wyspie obok i pełne sił i życia, w ogromnej niewiedzy ile to jest kilometrów, w taki oto sposób rozwiązałyśmy kwestię noclegu.
Centrum
Korzystając z wolnych od plecaka pleców, wybrałyśmy się na spacer po mieście. W roku 1904 wybuchł pożar, który był jednym z największych w historii Norwegii. Drewniana rybacka osada doszczętnie spłonęła, ale dzięki pomocy zagranicznej miasto szybko udało się odbudować. Wybór padł na styl secesyjny, dzięki czemu Alesund stało się perłą norweskiej architektury. Położone na tle ośnieżonych szczytów naprawdę wygląda jak z bajki!
Atrakcje
Ponieważ chciałyśmy jechać dalej, nie zwiedziłyśmy w Alesund wszystkiego, co jest do zobaczenia. Mimo wszystko jeśli szukacie pomysłu co można tam zobaczyć, ja zdecydowanie wybrałabym trekking po okolicznych wzgórzach oraz wypad w absolutnie zapierające dech w piersiach Alpy Sunnmore. W przypadku brzydszej pogody można udać się do największego w Europie Północnej Oceanarium – The Atlantic Sea Park, natomiast wiosną zdecydowanie próbowałabym na łonie natury spotkać maskonury (💗), których niestety nie udało mi się odnaleźć na Islandii.
Rozgrzewka
Po spacerze wybrałyśmy się na poszukiwania naszych plecaków, które mili mieszkańcy Alesund ulokowali w jakiejś kawiarni, ale my nawet nie zapamiętałyśmy, jak tam trafić.
Rozsądnie!
Ponieważ nasz świąteczny piknik już się zakończył, weszłyśmy do centrum handlowego się ogrzać. Założyłam jeszcze więcej ubrań, zjadłyśmy trochę prowiantu z Polski (z racji cen w Norwegii, jechałyśmy na tym cały wyjazd :D). Trochę rozgrzane i po obiedzie przeniosłyśmy się na ławeczkę pod 7eleven, gdzie już wcześniej znalazłyśmy wifi. Szybkie wiadomości do mamy że jeszcze nie zamarzłam i lecimy na nocleg! Było dopiero popołudnie, ale egipskie ciemności zapadły dość szybko. Przyzwyczajona z Tajlandii, że codziennie rano brałam z 7eleven wrzątek na owsiankę, śmiało weszłam do sklepu z kubeczkiem – planowałam zrobić herbatę, która w takich temperaturach to dla mnie podstawa. Chciałam być grzeczna, miła i wychowana, więc zapytałam, czy mogę kupić wrzątek. Oczywiście w każdym normalnym kraju dostaje się wtedy odpowiedź pewnie, weź sobie za darmo! A co powiedziała ekspedientka w sklepie? ‘Jasne! Nie ma problemu. Nie mam w cenniku wrzątku, więc policzę to jako herbatę. 20 koron poproszę’.
Tak to jest, jak chce się być trochę roszczeniowym, a trochę wychowanym. Kupiłam kubeczek wrzątku za 10zł.
Nocleg
Kiedy patrząc na panoramę miasta Gronia pokazała palcem jakiś losowy punkt i powiedziała ‘tam śpimy’, chodziło o wyspę Hessa, gdzie znajduje się popularny na trekkingi szczyt Sukkertoppen (314m n.p.m.). Można dojechać na wyspę autobusem, ale my wybrałyśmy spacer przez most. Morale na najwyższym poziomie poprawiłyśmy łykiem malinówki i pełne humoru ruszyłyśmy przed siebie. W połowie naszego 5-kilometrowego spaceru zaczął padać deszcz. Uliczki były słabo oświetlone, a my zaczęłyśmy po ciemku wchodzić na górę. Deszcz ze śniegiem zacinający w twarz, mocny wiatr, przeszywające zimno i ciężki plecak to było nic w porównaniu do świadomości, że w tych warunkach mam rozbić namiot i spać na ziemi. Czasami sama się zastanawiam, co trzeba mieć w głowie żeby w grudniu spać w namiocie w Norwegii, w listopadzie spać w namiocie na pustyni, albo kupić bilet do jakiegoś miasta bo tanio, ale nie wiedzieć dokładnie co to za kraj. Ale wiecie co? Nie chcę, żeby cokolwiek kiedykolwiek w tym co robię uległo zmianie. Kocham swoje podróże.
Widząc że Gronia już prawie zasnęła na stojąco, podejmuję męską decyzję: rozbijamy się TU. Jesteśmy na jakimś zboczu, po lewej mamy las, po prawej mamy las, a jakiś kawałek za nami kilka domków jednorodzinnych. Ale co najważniejsze – przed nami znowu widok na fiord. Chciałabym powiedzieć, że ulokowałyśmy namiot w malowniczej scenerii, ale ściana deszczu ze śniegiem i ciemność trochę uniemożliwiły mi takie stwierdzenie. Jeśli i tym razem nie zamarzniemy, określę to rano.
2 komentarze
Anonimowy
Zazdroszczę pozytywnego myślenia i ludzi obok co pozwalają na realizację takich wypadów Następnym razem dajcie znać pojadę z Wami��
Pingback: