Palmy, kaktusy i upał. Zdejmij kurtkę – jesteśmy na Kanarach
Wywalili nas z lotniska w Beauvais pod Paryżem i zamiast ciepłym kawałkiem podłogi na nocleg, możemy napawać się co najwyżej grudniową pluchą. Jest po 22:00, mżyście i ciemno. Wędrujemy na drugi terminal z drobną nadzieją, że może tu uda się przespać i poczekać na samolot do Lanzarote, który jest jutro w południe.
Terminal 2 to dla nas kilka minut spędzonych w cieple, poznanie Marty – autostopowiczki, która też leci tam gdzie my. I kolejna konfrontacja z niską, paskudną Francuską niewiadomego pochodzenia, która z nutką złośliwości informuje, że lotnisko jest zamykane na noc. Muszę przyznać, że nawet mnie to trochę ucieszyło. Nie spałam jeszcze w namiocie w grudniu.
Pole (nie)namiotowe: poszukiwania
‘Po lewej masz park, po prawej cmentarz. Gdzie rozbijamy namiot?’ – Ewelina dokładnie przeanalizowała już teren i po chwili idziemy polną drogą, szukając idealnego miejsca na namiot. Wszystko jest w takim błocie, że zapadam się po kostki. Nieważne. Rozłóżmy się tu.
Nie mamy śledzi do namiotu, więc okładamy go kamieniami. Nieziemsko cieszę się z tego noclegu, mimo że obudziłam się kilka razy z zimna. Nawet żałuję trochę, że nie ma śniegu. Zawsze chciałam spać w igloo, a jeszcze nigdy nie miałam okazji. Jest coś takiego w życiu podróżnika, że im gorzej na dworze – deszcz, zimno, śnieg, tym większą miłością pała do tego swojego małego, ciepłego namiociku.
12 grudnia 2015, sobota
DZIEŃ PIERWSZY
Obie wstajemy późno, obie na dzień dobry jesteśmy głodne. Powoli zwijamy namiot, gdy podjeżdża do nas biały samochód z Francuzami, którzy bardzo szybko coś do nas mówią i chyba chcą nam przekazać, że to nie pole namiotowe, tylko pole buraczane. Wyłapuję pojedyncze słowa i jak najbardziej szeleszczącą polszczyzną informuję, że nie mówię po francusku. Kiedyś jeszcze próbowałam w takich sytuacjach się dogadać, ale teraz już wiem, że nie warto nawet zaczynać. Szybko więc się żegnamy uzgadniając, że tak tak, wszystko jest okej.
Myślisz że można się tu rozbijać? Myślę, że nie.
Poranna toaleta i śniadanie na lotnisku zabierają nam tyle czasu, że bramki przechodzimy 5 minut przed zamknięciem. Do samolotu wchodzimy ostatnie – celowo, bo po co wcześniej stać w kolejce? Gdy wchodzimy na pokład, przypominamy sobie, dlaczego.
Nigdzie w lukach nad siedzeniami nie upchniemy już naszych plecaków. Które, swoją drogą, chyba były trochę za duże na miano ‘darmowego bagażu podręcznego’.
Odpowiadając na Wasze pytania – tak, te plecaki z którymi poleciałyśmy, to mały bagaż podręczny, za który nie trzeba płacić. Na upartego upchnęłybyśmy je do koszyków Ryanaira, na szczęście nikt tego nigdy i tak nie sprawdza.
Komfort++
Stewardessa w samolocie Paryż-Lanzarote okazała się być Polką, która momentalnie poinstruowała nas, za które fotele możemy rzucić swoje plecaki. Pokazała nam też wolne miejsca, dzięki czemu mogłyśmy siedzieć trochę bliżej siebie niż na odległość połowy samolotu, a i siedzeń przypadało na każdą z nas nie jedno, a półtora. Rozwaliłyśmy się więc wygodnie, ze zdziwieniem odkrywając, że te Kanary są jednak całkiem daleko, a nasz lot potrwa dość długo.
że będzie to prawdziwa miłość.
Nadrabiamy geografię
Opowiem może Wam trochę o Lanzarote, gorącej wyspie, o której w momencie kupowania biletów wiedziałam dokładnie nic.
Lądujemy – jak tu pusto!
TAK MI CIEPŁO
3 komentarze
Unknown
Domyslam sie ze materialu jest o wiele wiecej, mam mała prosbe mogla bys chociaz podwoic ilosc tekstu? 😛
Ps: lubie Twoj styl pisania hehe
Unknown
"Tanie latanie" nabiera tu nowego znaczenia 😛
imakaszu
@CORMACSON – tak, jest więcej po prostu nie chciałam przynudzać i robić za długiego wpisu, dlatego go trochę podzieliłam. Ale jak patrzę na wyniki ankiety, chyba będę musiała to zmienić. 😉
@Andrew taaak, to zdecydowanie najtańszy i najdzikszy w tej cenie kierunek, jaki udało mi się upolować!