“Pieszy na pasach w Stambule ma jedno prawo…” (część 6)
Po długim czekaniu w końcu coś przyjeżdża i Can z odrobiną niepewności uznaje, że tym autobusem da się wrócić do domu. Pokonujemy słynny most z tabliczką ‘Welcome to Asia’.
Tureccy studenci nie różnią się zbytnio od nas – wbrew pozorom nie jedzą cały czas kebabów, a… spaghetti. Po zjedzeniu nieziemsko ostrego makaronu pakujemy się, bo dziś zmieniamy lokum. Oglądamy też turecki teleturniej, w którym trzeba ustrzelić gumowe kaczki.
Jadąc do ‘nowego mieszkania’ gubimy się i ostatecznie jedziemy taksówką na osiedle obok Boğaziçi University – uczelni naszej koleżanki, Sinem.
Idziemy z górki brukowaną uliczką. Jest ciemno, a dookoła słychać tylko dzikie ryki jakieś kobiety (a może to były koty?!). Oprócz tego widzę kilka zataczających się pijaków i góry śmieci. Okolica niezbyt ciekawa choć domyślam się, że prawdziwe stambulskie slumsy muszą być dużo bardziej przerażające.
Mieszkanie Sinem jest ładne i duże, zamieszkiwane przez kilka osób – w tym jedną Persyjkę. Do 3. w nocy siedzimy w kuchni przy czaju i rozmawiamy, choć ja właściwie tylko staram się trzymać pion i otwarte oczy – po całym dniu w takim mieście nie da się nie być zmęczonym!
niedziela, 10.02.2013
Budzę się o 9, przewracam na drugi bok i postanawiam spać dalej. Trochę po dwunastej idziemy do niedużej restauracyjki i rozpoczynamy przygodę z turecką kuchnią. Na stole po kolei pojawia się mnóstwo nieznanych mi potraw – każda na talerzu, z którego wszyscy jemy wspólnie (podobno dalej na wschód je się z jednej miski, która stoi pośrodku na podłodze). Jak już wspomniałam, wszystkie potrawy opiszę w osobnej notce (nawet będą przepisy, jak zrobić coś podobnego z naszych składników!), ale tutaj dodam chociaż kilka zdjęć.
Chłopaki znowu grają w tavlę (polski odpowiednik to trytrak!), a ja przyglądam się gościom lokalu, którzy chyba w 90% są uczestnikami Erazmusa. I mimo że ostatnio straciłam sympatię do kotów, jest mi całkiem przykro, kiedy dosłownie wypychają na dwór kolorową, puchatą, miauczącą kulkę. Cóż, co kraj to obyczaj.
Po jedzeniu idziemy zwiedzać kampus Boğaziçi Üniversitesi, który jest ogromny i naprawdę przyjemny. Całość z jednej strony ogrodzona murem, z drugiej – Bosforem, raczej przypomina Hogwart lub co najmniej ogromny park z krętymi uliczkami i bujną roślinnością, niż zwykłą uczelnię.
Zostajemy też uprzedzeni, że spotkamy ‘mnóstwo kotów’ – ale nie spodziewałam się ich aż tak dużo!
Pogoda już nie jest wiosenna, więc idziemy ogrzać się przy kawie. Ta turecka nie podbiła mojego serca, ale kiedy Can wróży mi z fusów i mówi samą prawdę zaczynam wierzyć, że ten kraj, to miejsce i zwyczaje naprawdę są magiczne.
Kiedy jest już ciemno postanawiamy – zgodnie z upodobaniami tutejszych studentów – wypić Efes nad Bosforem (uczelnia zadbała też o krąg ogniskowy z dobrymi widokami). Za dwa piwa płacę 8 lirów (około 15 zł)…
ale jak szaleć to szaleć.
Po jakiejś godzinie decydujemy się coś zjeść – i wcale nie padło na kebab! Tym razem jemy lahmacun – zwany turecką pizzą. Cienkie ciasto z mięsnym nadzieniem skropione sokiem z cytryny, zwijane z surówkami i białym serem, od razu staje się moim numerem jeden.
Po jedzeniu czas na jeszcze jedno piwo. Wracając zahaczamy o małą knajpkę, w której jemy… nie wiem co to jest, ale jest tanie, dobre i mam zdjęcia!
Wieczorem pomagamy dziewczynom ogarnąć mieszkanie i poznajemy pierwsze brzydkie słowa w języku tureckim (o których napiszę więcej później – wulgaryzmy naprawdę mają bardzo wyszukane!).
poniedziałek, 11.02.2013
Około 16. zbieramy rzeczy i jedziemy do następnego mieszkania – Tanyi. Przy okazji chciałabym wspomnieć o dość popularnym powiedzeniu, jakie prawo ma pieszy na pasach w Stambule (chyba już o nim wspomniałam – nie chcę nadużywać wulgaryzmów, więc wpiszcie sobie w Google jeśli jesteście ciekawi :>). Czerwone światło oznacza tu tylko jakby delikatną sugestię, że aktualnie ryzyko rozjechania przez samochód wzrosło z 50 do 90%. Mimo wszystko zawsze znajdzie się mnóstwo osób, które przecierają szlaki i zmuszają samochody do gwałtownego hamowania, wywołując ryk klaksonu. Zwróćcie też uwagę na ścieżkę dźwiękową w filmiku – to jest właśnie odgłos Stambułu! (no, może brakuje jeszcze wycia z meczetu).
Dzisiaj wieczorem króluje polska kuchnia. Mamy w planach nauczyć Turków, jak robić pierogi (nie żebyśmy sami umieli…)